-
02.09.2009
Dobra wiadomość dla łakomczuchów: podjadanie w czasie gry wcale nie jest grzechem. Ba! To nawet wskazane... Kiedy byłem w szkole średniej, nasz trener piłki nożnej motywował nas opowiadając nam, że jedynym sportem, w którym możesz „siedzieć na tyłku i cofając się wygrywać” jest wioślarstwo. Golf jest podobnie charakterystyczny. To jedyny sport, w którym poważny rywal czasami zgasi cygaro, aby zjeść hot-doga.
Jedzenie i golf są ze sobą powiązane, gdyż przeciętna runda trwa trochę dłużej niż może wytrzymać żołądek gracza. Wiele lat temu, kiedy grałem na 3-dniowym turnieju drużynowym, podczas dwóch pierwszych dni zauważyłem, że efektywność mojej drużyny spadała dramatycznie ku środkowi drugiej dziewiątki każdego dnia. Stwierdziłem, że jest to efekt chwilowego niedożywienia i trzeciego dnia, zasugerowałem, abyśmy w tym momencie coś zjedli. Taktyka okazała się efektywna i żaden z nas nie opadł z sił podczas rundy finałowej.
Od tamtego czasu, zawsze mam ze sobą coś do przekąszenia podczas turniejów, które mają to do siebie, że są jeszcze bardziej stresujące niż zwykła rundka, a co za tym idzie, są także bardziej wymagające pod względem żywieniowym. I nawet pomimo tego, że dodatkowe kalorie nie są niezbędne z biologicznego punktu widzenia, przekąszanie odrywa mnie od myślenia, podczas gdy moi przeciwnicy w nużący sposób obliczają długość, udając, że wiedzą jak daleko uderzyli piłeczkę.
Ogólnie rzecz biorąc, jedzenie jest częścią gry. Niemalże każda rundka grana z moją drużyną zawiera co najmniej jeden posiłek, zazwyczaj jest to lunch, a po naszej porannej niedzielnej grze, grillujemy za lokalem klubowym.
David Owen
tłum. Karolina Kluczek,
red. Ewelina Murzicz
Author Profile:
Ewelina Murzicz This author has published 655 articles so far. More info about the author is coming soon.